Dzień 69

Cały dzień leje, chyba zapeszyłem 🙁 . Wczoraj pisałem jaka piękna pogoda i się zesra…… 🙂 . Wszystko jak wiecie, działa jak naczynia połączone. Jak z nieba pada deszcz to „dzieci się nudzą” 🙂 . I tak też mogę opisać moje dzisiejsze odczucia. Co prawda, jako jedyny „wylosowałem” 🙂 inspekcje, sztuk 3!!!, które były pod dachem i się odbyły, reszta inspektorów z zazdrością na mnie patrzyła jak wychodzę na stocznię 🙂 . Pozostałe w zaplanowane na dzisiaj, zostały odwołane 🙁 . Tak, więc całe nasze biuro, miało pracę przy komputerze 🙁 . Jest też wyraźna różnica, w dostępnych miejscach parkingowych. Niestety parkowanie na terenie stoczni jest przysłowiową „walką o ogień”. Generalnie miejsc do parkowania nie ma dla wszystkich, którzy mają wjazd do stoczni 🙁 . Zazwyczaj jak jesteśmy przed 8 rano udaje nam się zaparkować. A potem w ciągu dnia, jeśli mamy inspekcje „wyjazdową”, to po powrocie jedyna szansa na „normalne” miejsce parkingowe to jeśli uda się trafić, że ktoś inny akurat, też wyjedzie na zewnątrz. W przeciwnym razie parkujemy, zastawiając inne samochody 🙁 . Zostawiamy nasz nr telefonu za szybą, do tego samochód „na luzie” i „spokojnie” idziemy do biura 🙂 . Po pracy są takie możliwości: samochód będzie przepchnięty w inne miejsce, bo ktoś nie mógł wyjechać, albo zastaniemy wielka nalepkę na szybie, pozostawiona przez służby porządkowe stoczni, taka tutejsza straż/policja. Ta nalepka jest na tyle duża, że nie da się z nią jechać, bo zasłania widoczność. Faktem jest, że jak pisałem szyby w samochodach, są mocno przyciemnione, więc ta widoczność i tak jest dyskusyjna 🙂 . Nalepka pełni też funkcję mandatu, w postaci groźby zakazu wjazdu na teren stoczni jeśli się to powtórzy. Co prawda nie wiem jak to jest egzekwowane, ale taka informacja tam jest umieszczona 🙂 .

Dzisiaj rano zabierałem Tomka i jechaliśmy wspólnie. Po pracy zaprosił mnie do siebie na obiad, więc zadeklarowałem, że chętnie jutro też go zabiorę 🙂 . Będę się powtarzał, ale było jak zwykle na wesoło i po domowemu 🙂 . Nie siedziałem jednak długo, bo plan miałem, na fryzjera i krawca albo szewca, aby naprawić moją torbę podróżną. W końcu niedługo wracam 🙂 . Fryzjer już był zamknięty, ale torbę naprawiłem. Ciągle nie mogę się nadziwić, jak człowiek potrafi się skomunikować, nie znając ani jednego słowa jakimś „wspólnie zrozumiałym” języku. Najpierw znalazłem, przy drodze zakład krawiecki, ale tam „jak wywnioskowałem” 🙂 takiej torby nie byli w stanie naprawić i skierowali mnie w inne miejsce. Dostałem, odręcznie narysowaną mapkę z jakimiś „krzaczkami”, zapewne nazwą koreańską szewca. Ani słowa po angielsku 🙂 . Potem w tym drugim miejscu to samo. Jedynie na migi stwierdziłem, że naprawi. Po czym pokazuje mi na kalendarzu 7 grudnia. Sobie pomyślałem, kurczę w Korei to przynosisz torbę 10 grudnia, a ona tam już od 7 leży naprawiona 🙂 . Ale była godzina 6:45 więc mój „błysk geniuszu” 😉 podpowiedział mi, że o 7 (czyli za 15 min.) będzie gotowa. I jak łatwo zgadnąć, tak właśnie było. Rozerwana torba, przeszyta, mogę wracać do domu 🙂 .

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *